Dziś o terrarium. O szkiełku trochę zapomnianym, ale w którym ku mojemu miłemu zdziwieniu jednak się chyba wiele dzieje.
Terrarium wizualnie nie jest zbyt piękne, bo prowadzę je tak jakby na dziko. W sensie,że praktycznie wcale nie ingeruję w to co się tam dzieje. Rośliny rosną sobie jak chcą, jedne zarastają drugie. Oczyszczanie i procesy biologiczne zachodzą same. Ja tylko włączam i wyłączam światło i już od wielu miesięcy podaję pokarm tylko Kumakom Dalekowschodnim. Tylko kumakom ponieważ byłem przekonany,że inne zwierzęta a dokładniej Gekony Płaczące mi padły lub uciekły.
Wpuściłem je, dokładnie 3 sztuki jakoś wiosną ubiegłego roku. Najpierw je gdzieś tam potrafiłem wypatrzyć, ale po jakimś czasie zniknęły mi z oczu. Byłem przekonany,że mi albo niestety zdechły albo uciekły. Na to drugie wskazywało by wyrwanie przez mojego sierściucha Napiego gąbek, które czopowały otwory na kable. Nie zauważyłem tego od razu, dopiero po iluś dniach może tygodniu. Więc byłem przekonany,że jaszczurki wykorzystały okazje i dały nogę na wolność. Więc przestałem wykładać jedzenie dla jaszczurek, ograniczając się do karmienia Kumaków Dalekowschodnich.
I tak kilka miesięcy mi minęło, aż jesienią ubiegłego roku rano wychodząc do pracy zaintrygował mnie kot gapiący się jak sroka w gnat na ścianę. Patrzę a tam...jaszczurka. Właśnie Gekon płaczący. Pobiegłem od razu po jakiś słoik, wiadro, by złapać go. Ale nim wróciłem, go jaszczurka wystraszona chyba nagłym zapaleniem światła gdzieś uciekła.
Wypatrywałem ja od tego czasu często, ale wypatrzyłem dopiero 2 tygodnie później. A dokładniej wypatrzył ją i chyba złapał kot. Piętro niżej w ..kuchni na podłodze czymś się bawił. Odgoniłem go i patrzę - jaszczurka. Więc szybko ja złapałem w słoik ale się okazało,że jest już martwa :(
Co ciekawe w tym wszystkim jest to, że jaszczurka ta przeżyła hm, co najmniej kilka tygodni, a może i miesięcy (bo nie wiem kiedy mi uciekła z terrarium) tak na wolności w domu. Żywiła się pewnie, jakimiś pająkami i różnym innym robactwem które jest w domu naturalnie albo latem z dworu przychodzi gdy się okna otwiera. Więc miała co jeść. Trochę dziwne,że nie skorzystała z okazji i nie uciekła na dwór.
No ale cała ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu,że pozostałe jaszczurki też dały nogę z terrarium. Więc tym większe dzisiaj przeżyłem zdziwienie, gdy wypatrzyłem to co widać na zdjęciu. Czyli 2 jajka Gekona.
Więc to co powyżej widać, oznacza,że jakiś gekon jednak w terrarium jest :):) Jest i co najlepsze ma się całkiem dobrze, jeśli skalda jajka.
Zastanawia mnie to czym się on żywi. Mączniaków Kumakom raczej nie podbiera, bo one zjadają wszystko na miejscu. A czego nie zjedzą to się topi w wodzie, więc staje się niedostępne dla gekona. Zostają więc te zwierzęta które kiedyś wpuściłem. Bo wiosną ubiegłego roku kupiłem przez internet zestaw koło 10 gatunków patyczaków i straszyków. Dobrałem tak by kosztowały nie więcej niż 5 zł za sztukę. I by żywiły się głównie trzykrotką oraz ewentualnie jeżyną lub liśćmi dębu. Trzykrotką ponieważ jej mam masę w terrarium, rośnie mi sama gdzie chce. Więc jak w naturze. Rośliny rosną, zwierzęta je zjadają. Taki obieg materii jak w prawdziwym lesie.
Więc je zamówiłem i wpuściłem. Na zasadzie, co przeżyją to przeżyją, a co zdechną to cóż, widocznie nie nadawały się do tego mojego biotopu. I jak się okazuje jakieś przeżyły, zaaklimatyzowały i się rozmnażają. Bo co jakiś czas widzę jakieś małe patyczaki. Nie za wiele, pojedyncze sztuki. Bo pewnie pozostałe robią za pokarm dla Gekonów :)
Plus do tego masa skoczogonków których też nawpuszczałem rok temu i które się mają doskonale, bo je akurat widzę cały czas jak chodzą sobie.
Teraz gdy się okazuje,że jednak są dorosłe jaszczurki w środku, a być może będą i małe to już zamawiam na allegro wylęg świerszcza plus żuczki hawajskie z dużą porcją fasoli, do podtrzymania hodowli.
Czyli ogólnie jest tak jak chciałem. Taki mały wycinek dżungli z w miarę naturalnym obiegiem materii i równowagą żywnościową :)
Eh, najpierw się człowiek cieszy a za chwilę smuci.
Wczoraj wieczorem odkryłem,że Szczelinowiec Lelupi się znów rozmnożyły. Z tym, że teraz nie ta sama para co poprzednio, ale ta druga para. Ta zamieszkująca muszlę ....... Podwójnie mnie to ciszy,że akurat ta para, bo układ muszli i to, że samica siedzi w tej muszli broniąc wejścia do niej wszystkim innym rybom, daje szansę na to,że narybek będzie miał szanse urosnąć nie zostawszy wcześniej zjedzony, jak to chyba było w przypadku tej pierwszej pary.
To było wczoraj. A dzisiaj odkryłem na podłodze wyschniętego.. Lelupka. Najprawdopodobniej samiec od tej pierwszej pary. Co mnie podłamało, bo już widziałem,że samiczka znów przygotowuje sobie miejsce pod ikrę, znów zaczęła pilnować tego swojego kąta w akwarium. Kata który opuściła po tym gdy straciła narybek. A wobec teraz braku samca to i pewnie nic nie będzie z szykującego się tarła. No chyba,ze ten drugi samiec się nią zainteresuje, hm. Chciałbym, ale nie wiem, czy Lelupi lubią skoki na boki ;) Raczej chyba dobierają się w pracy i w tych parach niestety pozostają hm.
Zastanawia mnie też, co spowodowało,że cholernik postanowił popełnić samobójstwo. Tym to dziwniejsze,że jest to pierwsza ryba która mi wyskoczyła z Tanganiki. I do tego na to się nie zanosiła, bo Szczelinowce Lelupa żyły sobie w tym akwarium zgodnie. I z innymi rybami i ze sobą wzajemnie, te 2 pary. I nagle takie coś. hm, czyżby jakaś nagła kłótnia sąsiedzka i morderstwo w afekcie? ;)
Dwa powody do zadowolenia i 1 smutny.
Muszlowce Wielopręgie namnożyły się jak króliki :) I chyba większość z nich udało mi się odchować. W tej chwili pływa mi jakoś koło 30,z czego większość to już całkiem takie podrośnięte. I to wszystko bez przenoszenia ich gdziekolwiek, tylko pozostawiwszy je w ogólnym akwarium.
Naskalniki Wężogłowe też się dobrze trzymają.Jest ich co prawda tylko hm koło 5-7 ale rosną i chyba dobrze się czują. Rodzice ich dobrze pilnują, wiec myślę,że nic im nie zagrozi.
Natomiast Szczelinowce Lelupa, cóż, porażka całkowita. Nie ma żadnego małego. Nie wiem, czy to kwestia warunków czy może raczej niestety zostały zjedzone. Bo w stercie kamieni tuż obok swój rewir ma Dickfeld. I bardzo często on podpływał do tego roku akwarium w którym w muszelkach siedziały młode Lelupi. Co prawda matka zasłąniała swoim ciałem te muszelki i jakoś odpędzała go, ale i tez często jak widziałem , odpływała gdzieś dalej. Pozstawiając to miejsce niepilnowane.
I taka tu jest widoczna różnica. O ile Multiki i Wężogłowe pilnują gniazda cały czas, nie odpływając nigdzie dalej. I do tego robią to razem. To Lelupi tylko samiczka pilnuje gniazda i do tego tak średnio uważnie.
Więc myślę,ze niestety młode lelupki stały się przekąską, eh.
Następnym razem chyba wyłowię muszelki z młodymi do kotnika.
Kolejne młode się ujawniły. Tym razem kolejna porcja Lelupi. I to całkiem pokaźna gromada. Tak na oko z kilkanaście sztuk. Sporo w porównaniu z tym co było wcześniej, czyli z 2 pływającymi przecinkami :)
I za przedłużanie gatunku zabrały się Naskalniki Wężogłowe. Naliczyłem tak z 5 młodych.
I co najciekawsze z tego wszystkiego, to zarówno Wężogłowe i Lelupi rozmnożyły się nie jak literatura podaje, w szczelinach skalnych, ale w .. muszlach :) Lelupi w rogu akwarium w stercie muszli winniczka. A Wężogłowy w takiej większej, całkiem sporej muszli.
No i Szczelinowiec Lelupa też doczekał się młodych. Co nie jest dziwne. raczej nietypowe to jest, że młode (na razie wypatrzyłem 2 sztuki) siedzą w muszli po winniczku. W takiej kupce kilku muszli w rogu akwarium. A wokół pływa i pilnuje ich matka, czasem podpływa do niej samiec. Ale głownie samica pilnuje tego rogu akwarium. Co jak na Szczelinowca który raczej powinien obrać jakąś jaskinie, to nietypowe miejsce rozrodu.
Strona 4 z 5